środa, 17 lipca 2013

ROZDZIAŁ II

      Mogłabym słuchać opowiadanych przez nich historii bez końca. Były niesamowite, przepełnione mrokiem, tajemnicą, grozą i czymś co niepojęte. W ich opowieściach przewijały się postacie wielkich tego świata i uwierz mi, nigdy nie pomyślałbyś, że któryś z nich może mieć coś z tym wszystkim wspólnego.
 Pan Tadeusz zauważył iskierki w mych oczach. Tak z resztą reagowałam zawsze ,
kiedy opowiadali mi o swoich  przygodach. Zaś mój nowy znajomy będący istotą o niesamowitej umiejętności snucia opowieści zaproponował mi, o ile będę miała chęć i czas, abym go odwiedziła
w jego domu jak najszybciej,
 a …najlepiej następnego dnia. Zaś noc tymczasem spowiła świat, a jak wiadomo człowiek rozsądny nie urządza sobie nocnych przechadzek po lesie- co jest domeną innych Bytów. Postanowiliśmy się zatem pożegnać.
      Nie wiedząc kiedy, wróciłam do swojego domu. Byłam bardzo podekscytowana nową znajomością i tymi wszystkimi niesamowitymi historiami, które na mnie czekają. Biegając po domu
z kieliszkiem martini bianco, zjadłam szybko kolację i sprawdziłam pocztę elektroniczną. Księżyc stał wysoko na niebie kiedy kładłam się spać. Otulona Jego promieniami usnęłam. Obudził mnie świergot ptaków… Moją pierwszą myślą było, o jakiej porze powinnam odwiedzić Pana Tadeusza? Z tym pytaniem przechadzałam się po domu aż do południa. Postanowiłam, że złożę mu wizytę późnym wieczorem. Czy powinnam się do tego spotkania jakoś specjalnie przygotować? Wino? Pewnie ma w swoich piwnicach doskonalsze trunki niż te, które ja byłabym w stanie zdobyć. Postanowiłam, że upiekę swoje ulubione ciasto- pleśniaka. Wieczorem, z małym tobołkiem weszłam do lasu. Niestety mój brak orientacji znowu dał o sobie znać i miałam trudności  podczas poszukiwania jego domostwa. Na szczęście w pewnym momencie, kiedy byłam już bliska zwątpienia, usłyszałam gromki śmiech za sobą. Jak łatwo się domyślić był to Pan Tadeusz, niosący ze sobą wielkie siaty z zakupami.
Wczoraj nie zrobiłem wszystkich zakupów… Musiałem dwa razy latać do miasta - Jesteś głodna? -zapytał śmiejąc się ze mnie pod nosem.
- Trochę – odparłam
Odpowiedział zanosząc się gromkim śmiechem
- Na twoim miejscu też bym zgłodniał, jak bym tak błądził, a patrząc na jaka ścieżkę wkraczasz, to pewnie zdążyłbym i nawet umrzeć z głodu. Nie martw się, w domu sporządzę ci mapkę albo tak na wszelaki wypadek obróżkę z adresem i nadajnikiem
- Hahaha- odpowiedziałam, bo cóż innego miałem odrzec. Nic innego nie przyszło mi do głowy, tylko dodałam: Mam ciasto…A dokładnie pleśniaka.
- Moja ulubiona! – i zaciągnął się nosem… Wspaniała!
      Z resztą ja na serio czułam, że zaraz padnę z głodu. Po przebyciu paru metrów dotarliśmy na miejsce. Mym oczom ukazał się średniej wielkości, piętrowy budyneczek w bardzo dobrym stanie, z małym gankiem i wymyślnie wyrzeźbionymi poręczami i okiennicami.  Do obrazu z przeciętnego amerykańskiego filmu z przeciętną amerykańską farmą brakowało mi tylko podstarzałego faceta z równie starym psem… i dwumetrowej strzelby .
      Weszliśmy do domu, a raczej mrocznej otchłani, której czeluście rozpraszało jedynie nikłe światło wpadające przez małe okienko na końcu korytarza. Jedyna rzeczą zdobiącą ściany tego pomieszczenia była tkanina przedstawiająca greckiego boga Tanatosa. Nie ma to jak mile powitanie gościa w swych skromnych progach - pomyślałam. Gospodarz otworzył drzwi znajdujące się po mojej prawej stronie.
-Wejdź i rozsiądź się, a ja pójdę do kuchni, odniosę zakupy… a  i daj szarlotkę, pokroję, przyniosę coś do picia  - i wszedł do innego pomieszczenia.
      Mam wrażenie, że w tym pomieszczeniu czas zatrzymał się jakieś trzydzieści lat temu. Ten dywan na ścianie, ciemnobrązowa meblościanka, pianino. Może to dom moich dziadków… pradziadków? Czy ja do tej pory miałam halucynacje? Mimo wszystko postanowiłam żywic nadzieję, że to jednak rzeczywistość, że się tu znalazłam. Przed kominkiem, który znajdował się po mej prawej stronie stała niewyłamująca się spod z góry narzuconego stylu i kolorystyki kanapa, na której usiadłam. Po jakichś pięciu minutach do pokoju wszedł Pan Tadeusz, niósł ze sobą tace, na której były kanapki, herbata i mój pleśniak.
- Proszę, mam nadzieję , że Ci posmakują – Powiedział z  szerokim uśmiechem, który jak  zwykle gościł na jego twarzy… Ale… nie mogłem oprzeć się pleśniakowi. Po czym parsknął śmiechem.
Śmiech jego… - rozsadzi ściany pomyślałam.

piątek, 5 lipca 2013

ROZDZIAŁ I

"Osiągnąłem największe marzenie ludzkości, nieśmiertelność. 
 A nie ma dnia, w którym nie myślałbym o śmierci".- Victor Freeze


      Pewna młoda dama z Łęczycy, artystka i miłośniczka fantastyki, podczas wspólnego spaceru, który odbywaliśmy skrajem lasu  żaliła mi się, że z Jej miejscowością, którą zamieszkuje, nie wiąże się  żadna tajemnicza i  mrożąca krew w żyłach historia, o której można byłoby porozmawiać chociażby w takie wieczory jak ten.  Powiedziałem Jej, że na całe szczęście jest taka historia, która opowiadana była na tych terenach, jeszcze długo przed wybuchem I Wojny Światowej, a teraz... jak to bywa z takimi historiami została przyćmiona wieloma wydarzeniami, które po niej nastąpiły. Na całe szczęście ja ją poznałem i zapamiętałem zaś bohatera tej opowieści dosyć często widuje w Bychawie.
      Opowiem Wam o Panu Tadeuszu, mieszkańcu Łęczycy Jest to malownicza miejscowość położona w okolicy Bychawy, ukazująca piękną panoramę na to małe miasteczko, która urzeka człowieka zwłaszcza nocą. Dom Pana Tadeusza zatopiony jest w leśnej głuszy, w jednym z licznych, spowitych mrokiem lasów i jest praktycznie nie do odnalezienia. Wybaczcie, że nie wskażę jego dokładnego położenia, jednakże nie chcę, aby bohater tejże historii był przez Was nazbyt wielbiony, co  jest uwarunkowane modą na wszelakie wampiro-wilkolacze opowieści. Dziwicie się... wiem, gdyż wspomniałem, że historia ta  została już dawno zapomniana, a zdarzyła się  ona przed 1918 rokiem. Zatem śpieszę z wyjaśnieniami. Pan Tadeusz nie jest zwykłym człowiekiem... jest wilkołakiem. Już widzę ten ironiczny uśmiechem na twarzach większości z Was wilkołaki! wampiry! pomyślicie. Owszem, nie mylicie się Pan Tadeusz, jako że jest wilkołakiem miał styczność również z  kainitami, powiem więcej, jego życie idealnie oddaje relacje istniejące pomiędzy obiema, od wieków zwaśnionymi nacjami - wszak jest On pogromca wampirów. O ile nie chce wskazywać drogi do jego posiadłości, nie boję się opisać Jego wyglądu zewnętrznego, kiedy jest normalnym człowiekiem. Opowiem Wam  też o kilku szczegółach z Jego życia dodając przy tym odrobinę z historii czasów zamierzchłych kraju, który kiedyś zwano miodem i mlekiem płynącym, a których nie dowiecie się z podręczników szkolnych.
      Pan Tadeusz  wydaje się młodym mężczyzną, bardzo wysokim aczkolwiek przygarbionym, mającym wiecznie uśmiechniętą twarz - przypominający swym wyglądem raczej "przygłupa", czy "gamonia"
kogoś z chorobą psychiczną- takie krążą opinie o tym człowieku. Kiedy Pan Tadeusz spotyka kogoś na ulicy, to już 10 metrów wcześniej  w powitalnym geście wyciąga do niego swoje długie i wielkie ręce
i wygląda przy tym jakby człapiąca góra z odchodzącymi od niej mackami... (ale to tylko moje prywatne spostrzeżenie) Podczas rozmowy mówi niewiele, ale za to głośno, przybliżając swoją twarz do twarzy rozmówcy, ciągle się przy tym uśmiechając- i właśnie te zachowania jakby potwierdzają krążące o nim opinie (jak można po takim zachowaniu nazwać kogoś przygłupem??!?). Jeżeli pomyślicie skąd takie "indywiduum" ma znajomych, odpowiem, że o naturze wilkołaków tutaj szczegółowo mówić nie będę... wspomnę tylko, że owe istoty przez większość czasu wyglądają jak każdy przeciętny przedstawiciel gatunku homo sapiens, a większość z nich zdaje sobie sprawę ze swojego zamiłowania do spacerów w blasku Księżyca. Co robi na co dzień nasz bohater?Ano wiedzcie, że ma zachowania standardowe jak inni ludzie, którzy chcą pozostać w mroku dla świata. Większość czasu spędza w domu utrzymując się z pracy własnych rąk i darów lasu. Czasami zaszywa się na wiele dni w swoim piwnicznym loszku, kontemplując oraz czytając stare i zakazane niekiedy księgi szukając w nich... wiedzy na tematy wszelakie. W mieście zjawia się rzadko, najczęściej żeby zrobić zapasy na dłuższy czas, jak każda osoba mieszkająca w większej odległości od cywilizacji.
      
Z notatnika Diany... 
Podczas jednego ze spacerów, które odbywałam ze swoim Mentorem, podczas jego odwiedzin u mnie, spotkaliśmy pewnego, jak wtedy sama uznałam, dość osobliwego osobnika płci męskiej. Zachowanie mojego Mistrza jak i tej osoby, wskazywało na zażyłe więzi pomiędzy nimi, o których to nic nie było mi wcześniej wiadomo, pomimo wysłuchaniu wcześniej tylu, jakże zapierających dech w piersiach 
i porywających w świat wyobrażeń historii. Wiec kimże jest ten człowiek, z wyglądu przypominający Dzwonnika zakochanego w pięknej Esmeraldzie?
Po przedstawieniu nas sobie tako rzekł mój kompan:
Pan Tadeusz razem ze mną - Starym Wujkiem likwidował we Wschodniej Europie Wampiry, 
gdyż są to istoty ohydne i niegodne stąpać wśród Dębów.
Tu wtrącił się do opowieści sam Pan Tadeusz i swoim tubalnym głosem kontynuował:
"Sam wielki Vlad, kiedy ujrzał Nas pod swoim zamczyskiem, ponoć w ostatnich chwilach swojego żywota rzekł:  "Ocho... Lepiej samemu umrzeć niż trafić w ich łapy...
" i jak wiesz udławił się główką czosnku...Z prośby Króla Stanisława Augusta Poniatowskiego  zlikwidowaliśmy ze Starym Wujkiem ostatni przyczółek wampirzej hołoty w Janowie Lubelskim. I tak oto zostałem Pogromcą Wampirów, a następnie  zapomniany przez ludzi"
Także jak sama widzisz, Moja Droga Przyjaciółko... niesamowita historia czai się tuż za Twoimi drzwiami... 
i wyje w nocy do Księżyca w pełni.