piątek, 5 grudnia 2014

ROZDZIAŁ VII

        Po rozpakowaniu się, szybkiej toalecie, zrobieniu zakupów, w pobliskim wiejskim sklepie wielobranżowym, nastał czas na biesiadowanie przy grillu. Piwo chętnie mieszało się z przepysznymi mięsnymi daniami, doprawionymi toczącymi się przy stole rozmowami. Słyszałam strzępki ciekawych historii, które mam nadzieję kiedyś poznać w całości. Jednak dzisiejszego wieczora nie chciałam przerywać Tadeuszowi i jego kompanom. Kiedy zmęczenie i alkohol wzięły górę postanowiłam się położyć. Mój pokój spowijał nieprzyjemny mrok, lecz dzięki okienku, zasłoniętemu lekko prześwitującymi firankami, wpadało do niego nieco światła. Szybko się przebrałam i położyłam do łóżka, które swoją wielkością wypełniało większość sypialni. Noc nie była moim światem i zawsze miałam w nim najmniej do powiedzenia. My ludzie, jesteśmy zespoleni ze słońcem, uzależnieni od niego. To nasze jedyne zdrowe uzależnienie. Jedyną moją opoką w tej sytuacji był mój telefon, który zostawiałam niewygaszony, by móc powolutku przyzwyczajać się do ciemności. Niestety, mijały minuty, a ja nadal nie byłam w stanie zasnąć. Wstałam, naciągnęłam bluzkę na biodra, wsunęłam buty na nogi i wyszłam na dwór, gdzie cały czas toczyła się intensywna rozmowa.
-Ej, a pamiętacie tych gówniarzy? No… tych co prześladowali tą małą? Hmm. Jak jej było na imię? Mniejsza o to! – mówił z przejęciem Vadim.
-Nie śpisz? Myśleliśmy, że już zasnęłaś. – zapytał Tadeusz.
-Nie. Jakoś nie mogłam zasnąć. O kim rozmawialiście?
- A, o niczym szczególnym… takich pucybutach diabła. Zaraz idziemy nad jezioro, idziesz z nami? Wiesz, taka nocna wycieczka, żeby popatrzeć na gwiazdy i księżyc odbijające się w wodzie. Może popływamy? – mówił Tadeusz.
- Wolę pływać w jeziorze, kiedy jest trochę cieplejsza woda- zaśmiałam się.
-Jak wolisz… To co panowie, zbieramy się? – powiedział Tadeusz wstając z krzesła.

        Nastała cisza… zostałam sama. Wróciłam do salony, w którym unosił się przyjemny zapach słodkiej, deserowej herbaty… Nalałam jej do kubka,  przykryłam się  obszernym, ciepłym kocem, który znalazłam na kanapie i zamykając oczy, pogrążyłam się w marzeniach…
Nagle usłyszałam narastający, drgający, metaliczny dźwięk. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Nie wiedziałam co się dzieje. Byłam dziwnie roztrzęsiona, ale mimo to postanowiłam wyjść z domu i podejść pod furtkę. Minęłam rozżarzone węgle na grillu, jedyne światełko w ciemności… Nadeszła pora, by samotnie pokonać swoje dziecinne leki, które próbowali wyperswadować mi niektórzy bliżsi znajomi. Zwłaszcza moja przyjaciółka, która zabrała mnie w ciemne ośnieżone uliczki cmentarza na Lipowej w Lublinie. Majacząca w świetle księżyca postać młodej dziewczyny stała odwrócona do mnie. Nie chciałam dawać sobie nadziei, że to Ona, bo nie zwykłam czynić jawnie takich pragnień.
-  Dobry wieczór… powiedziałam, zaskoczona tym dziwnym, nocnym spotkaniem. Postać nawet nie drgnęła po moich słowach. Chciałam położyć rękę na jej ramieniu, lecz ona nagłym ruchem odsunęła się ode mnie. Objęła się ramionami, tak jakbym chwilę temu swoim gestem wyrządziła jej krzywdę. Odwróciła się i …
Obudziłam się. Nadal była noc. I… nadal byłam sama. Poczułam się nieswojo, słyszałam kołatanie swojego serca. Chyba i tu mnie znalazła. Ona i ta jej wataha! Nie dziwnego. Zostawiam ślady jak każde krwawiące zwierze. A może to ja jej szukałam? Granice! Gdzie się podziały granice? Wcześniej były jasno wytyczone. Kiedyś widziałam je tak ostro…

          Cukier w mojej ulubionej herbacie o smaku szarlotki rozpuścił się tak samo szybko, jak moje nadzieje na szybkie pozbieranie się po tym śnie. Nie nazwę go koszmarem. One mi się nie śnią.  Chwilę później zabrzmiał mój telefon. Tadeusz napisał mi sms, że właśnie wychodzą z lasu, są głodni, spoceni i zmęczeni. Ile w takim razie spałam. Godzinę, dwie, więcej?
Rozpaliliśmy ponownie grilla. Kiełbaski z kurczakiem zaskwierczały pod rytm folkowej muzyki. Alkohol mieszał rzeczywistość tak oschłą, naburmuszoną, nieprzystępną z kolorami snów. Nikt z nas nie chciał mówić prawdy, ponieważ nit z nas o niej nie chciał słuchać. Chcieliśmy, by nam w duszach szumiała przyroda. Od niej wszystko się zaczyna. Można to porównać do posiadania kolekcji najnowszych modeli samochodów, lecz co z tego jak nie ma się prawa jazdy?

    Później już wszyscy majaczyliśmy na jawie. Alkohol, był głównym składnikiem naszych układów krwionośnych. Dusze poddały się upodobaniom swych słabiej wyszkolonych i bardziej buntowniczych elementów. Resztkami sił podniosłam głowę opartą na mej dłoni i spojrzałam w górę na umierających. Nadszedł czas i dla tej chwili, żeby i ona umarła. Wstałam i poszłam położyć się na łóżku. Znowu śnił mi się ten sam sen… postać zwrócona do mnie tyłem. Czy to była naprawdę Ona?

          Następnego dnia po późnym śniadaniu, poszliśmy wszyscy nad jezioro. Słoneczna, bezwietrzna pogoda, dawała nam szansę na porządny odpoczynek podczas spaceru. Vadim uświadomił nam, że za dwa dni wszyscy rozjadą się do swoich domów. Czas dla niektórych leci szybko… za szybko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz